(0 szt)
zł
zobacz koszyk
dobry, okładka z niedużymi otarciami,zarysowaniami, przygięciami i naklejoną z tyłu starą ceną, niewielkie przybrudzenia bloku książki
Posiłki spożywane w domu Brookerów były jednakowo ohydne. Na śniadanie otrzymywaliśmy dwa plasterki bekonu i jedno jajko sadzone o bladym żółtku. Do tego chleb z margaryną, który często został pokrojony poprzedniego wieczora i zawsze znaczyły go odciski brudnych paluchów. Choćbym nie wiem jak taktownie prosił i tak nigdy nie udało mi się skłonić pana Brookera, żeby pozwolił mi samemu pokroić dla siebie pieczywo. Osobiście podawał mi moją porcję kromka po kromce, każdą mocno naciskając od góry szerokim usmolonym kciukiem. Na obiad serwowano nam najczęściej trzypensowe porcje duszonego mięsa, sprzedawane w puszkach - chyba należały do artykułów, którymi nasi gospodarze handlowali w swoim sklepie - gotowane kartofle, a do tego ryżowy pudding. Na podwieczorek jedliśmy chleb z margaryną, pokiereszowane ciasteczka, prawdopodobnie kupowane w piekarni jako "towar wybrakowany". Na kolację podawano nam blady i kruchy ser gatunku lancashire i biszkopty. Państwo Brooker nigdy nie używali tej nazwy. Zawsze mawiali z uszanowaniem, że podają nam »biskwity śmietankowe«.
- Proszę, niech się pan poczęstuje biskwitem śmietankowym, panie Reilly. Na pewno będzie panu smakował biskwit śmietankowy z serem - usprawiedliwiał się w ten sposób, że na kolację jest właściwie wyłącznie ser. Na stole stało kilka flaszek sosu worcester i wypełniony do połowy słoik marmolady. Polewanie sosem wszystkiego, nawet plasterka sera, było zwykłą praktyką. Nie pamiętam jednak, żeby ktoś się kiedykolwiek skusił na marmoladę, która była ohydną lepką mazią pomieszaną z kurzem.
"Prawdziwy geniusz. [...] Cały jego gniew i rozczarowanie znalazły właściwe ujście właśnie w Drodze na molo w Wigan".
Peter Ackroyd, The Times
[Bellona, 2005]