bardzo dobry, książka tak naprawdę nowa, rozfoliowana do zdjęcia
"Ja, chłopaki, nie lubię bab w kapeluszach". "Nigdzie nie jest tak wesoło, jak w Pitrze, żeby tylko forsa była". Na ulicach miasta kłębi się tłum urzędników rachuby, administratorów domów, studentów, popów, znużonych żon i panien biuralistek z głowami w loczkach - wszyscy jakby wprost wzięci z XIX-wiecznej mieszczańskiej farsy, pachnącej pomadą różaną. Przez wiele lat tak też odczytywano nowelki Zoszczenki - jako typowe "humoreski", krótkie opowiastki o słabościach ludzkich. Historyjki dla jednych zbyt schematyczne, dla innych w sam raz dla odprężenia po ciężkim dniu. Polscy wydawcy nieraz mówili o Zoszczence jako o "radzieckim Wiechu".
Można jednak - i taki sposób zdaje się całkiem uprawniony - postrzegać twórczość Zoszczenki jako swoisty "horror historyczny". Trzeba tylko zwrócić uwagę raczej na język, jakim posługują się postaci, niż na ich perypetie. Urzędnicy, popi i biuralistki mówią językiem farsy i używają buduarowych rekwizytów w relacjach z ludźmi, którzy wyszli z zabitych deskami wsi, z suteren, ze slumsów i są analfabetami kulturowymi. Owszem, oni także usiłują sięgać po rekwizyty i konwencje, o których coś słyszeli - to grzebień nabędą, to zaproszą dziewczynę do teatru - pożytku stąd jednak żadnego, skoro nie wiedzą, jak się tym posłużyć: grzebień złamią, a dziewczynę spoliczkują, jeśli coś pójdzie nie po ich myśli. Do galerii miejskich typów dołączył wieszczony przez Mierieżkowskiego "griaduszczyj cham".
Michaił Zoszczenko (1895-1958) jako student I roku prawa ruszył na front w 1914 r. Dosłużył się tam orderów św. Stanisława i św. Anny oraz nabawił neurastenii po niemieckim ataku gazowym.
Kilka tomów opowiadań zapewniło mu w czasach NEP-u ogromną popularność; jednak z czasem coraz więcej w swych tekstach moralizował, stając się przedmiotem ataku prawowiernych krytyków - sam towarzysz Żdanow raczył potępić "papranie się Zoszczenki w swej lichej duszyczce". W 1946 r. zaś, uchwałą KC WKP(b), Zoszczenko - w naprawdę godnym towarzystwie, bo z Anną Achmatową! - uznany został za pisarza antyradzieckiego i usunięty ze Związku Pisarzy ZSRR. Ponownie przyjęto go do Związku w czerwcu 1953 r. - do tego czasu utrzymywał się jako anonimowy tłumacz i szewc. Kolejnej, rozpoczętej w 1954 r. nagonki już nie przeżył.
[Polityka, 2011]